Rozmowa z dr. n. farm. Leszkiem Borkowskim na temat sytuacji polskich pacjentów z rakiem prostaty:
Nowotwory prostaty od kilku lat zajmują niechlubne pierwsze miejsce na najczęstszych męskich nowotworów. Co to oznacza? Nagle panowie zaczęli częściej chorować czy poprawiła nam się diagnostyka?
Zwiększona zachorowalność rejestrowana statystycznie jest wynikiem lepszej diagnostyki, zaopatrzenia pacjentów i prowadzenia rejestrów. Jak wiemy, kiedyś rejestry były prowadzone oddzielnie w każdej jednostce leczniczej. Teraz jest to inaczej zorganizowane i dlatego dane mamy lepsze efekty. Z drugiej strony widzimy, jak dużo mężczyzn zaczyna chorować. Kiedyś, mówiło się, że nowotwór prostaty jest chorobą emerytów i seniorów, dlatego niepokoi mnie, że dziś zapadają na niego ludzie aktywni zawodowo, którzy się dopiero zbliżają do wieku senioralnego.
Jak wygląda leczenie raka prostaty na świecie, a jak w Polsce?
Na świecie jest niezwykle zróżnicowane z powodu doktryny terapeutycznej i możliwości finansowych danego państwa. Najlepszym przykładem jest leczenie w Polsce i u naszych bezpośrednich sąsiadów, bo wtedy porównujemy kraje o podobnej zamożności z podobną epidemiologią. Leczenie raka prostaty w ciągu ostatnich 10 lat w Polsce zrobiło ogromny skok do przodu. Tu należy podkreślić dostrzeżenie tego problemu ze strony resortu zdrowia. Ale ten dziesięcioletni krok wymaga dalszych kroków. Bo dziś w 2021 roku zaczynamy odstawać od sąsiadów, nasza doktryna terapeutyczno-refundacyjna zakłada inne leczenie pacjentów, którzy mają nieprzerzutowego raka stercza. Wydaje mi się (mówię to w oparciu o liczne publikacje w renomowanych pismach naukowych), że produkty lecznicze przypisane leczeniu w momencie pojawienia się przerzutów mogą być stosowane u chorych, którzy takich przerzutów nie mają (dzięki lekowi pacjent ma zwiększony komfort życia związany z jego wydłużeniem). Wydaje mi się, że na przykład enzalutamid powinien być w programie lekowym dopuszczony przed pojawieniem się przerzutów, bo pozytywne efekty jego stosowania widać u pacjentów zarówno bez przerzutów jak i z przerzutami. A w nowotworach jest zasada, że leczy się go najszybciej, jak to możliwe, bo rozsiany jest zdecydowanie trudniejszym przeciwnikiem, niż zorganizowany w jednym miejscu. Przy nowotworze w jednym miejscu można stosować techniki chirurgiczne. Ale one nie zawsze pomagają, bo wycięcie nie oznacza, że nowotworu już nie ma. A pacjenci często tak myślą. Sam staram się często wyprowadzać ich z tego błędu. Bo choć ważna jest wiara i nadzieja, to muszą pamiętać, że istnieją tzw. komórki macierzyste komórek nowotworowych, które krążą w układzie krwionośnym, ale ich nie widać. Gdyby było je widać, to byśmy je wyłapywali. Operacja nie zawsze daje więc wyleczenie z nowotworu. Ale jak we wszystkim ważna jest masywność. Dlatego uważam, że im mniej jest komórek nowotworowych, bo jest wycięty guz, tym czasami jest łatwiej walczyć z komórkami nowotworowymi, które pozostały. Aby wesprzeć takie zabiegi stosuje się w różnych terapiach leki niszczące komórki nowotworowe, które się jeszcze nie umiejscowiły, których nie widać. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że enzalutamid jest lekiem właściwym do realizowania takiej koncepcji terapeutycznej. Potwierdzają to liczne publikacje w renomowanych czasopismach naukowych.
Czy polski pacjent z nowotworem prostaty ma na każdym etapie leczenia takim sam dostęp do terapii jak pacjent w innych krajach UE?
To zależy od systemu pomiaru dostępu. Polska służba zdrowia nie jest najlepiej zorganizowana, ale nie jest moją rolą to recenzować. Od tego są kompetentne organy i one powinny zająć się tym efektywnie – lepiej to zorganizować. Na to nie trzeba pieniędzy, tylko chłodnego spojrzenia na drogę pacjenta od lekarza rodzinnego do fachowego leczenia nowotworu. Nie jesteśmy krajem wiecznej szczęśliwości dla pacjentów, którzy leczą nowotwór prostaty. Z jednej strony jest problem organizacyjny, techniczny, który moim zdaniem powinien być rozwiązany dość szybko, z drugiej – dostępność do określonych terapii. Są też ograniczenia dotyczące cząsteczek zaakceptowanych. Spotkałem się kiedyś na konferencji w Brukseli z jednym z naszych wiceministrów zdrowia, który powiedział tam, że przecież my te cząsteczki mamy refundowane. Nie powiedział całej prawdy, o co miałem pretensję i co próbowałem wyjaśnić w rozmowie, że owszem cząsteczka jest, ale ma tak restrykcyjne kryteria włączenia pacjentów do programu lekowego, że z jej dobrodziejstwa korzysta tylko 10 procent potrzebujących. To nie jest sytuacja, którą jako prosty doktor, akceptuję.
Jakie znaczenie dla pacjenta ma forma podania tego leku?
Forma leku ma znaczenie z punktu widzenia komfortu pacjenta oraz przyswojenia, wchłonięcia substancji aktywnej, może też mieć znaczenie w przypadku drogi tej substancji do określonego receptora. W odniesieniu do wspomnianego wcześniej enzalutamidu odpowiedzią na to pytanie jest pandemia, czyli czas ograniczonej dostępności do lekarza (2,5 miliona mniej hospitalizacji niż przed pandemią). Przy takich utrudnieniach im łatwiejszy jest lek w podaniu, tym łatwiej pacjentowi się ogarnąć w gąszczu zaleceń i porad. I widzimy już, że enzalutamid wygrał w stosunku do innych substancji aktywnych nie tylko swoją efektywnością terapeutyczną, ale również łatwą aplikacją. To wszystko co wydaje się banalnie proste na oddziale, w sytuacji, kiedy pacjent jest w domu sam lub z przerażoną rodziną, nabiera innej rangi.
Najnowsze dane pokazują, że pandemia zahamowała w 2021 roku wykrywanie nowotworów z powodu rezygnacji pacjentów z wizyt w poradniach. Czy Pan również zaobserwował taki trend? Czy obecnie pojawiający się pacjenci są w bardziej zaawansowanych stadiach nowotworu?
Pacjenci rezygnowali z wizyt z kilku powodów m.in. ze strachu przed szpitalem, gdzie można było zarazić się SARS-CoV-2, ale także z powodu zamknięcia wielu oddziałów. Dzwonili do mojej fundacji „Razem W Chorobie” i żalili się, że na drzwiach nie było nawet żadnej informacji, co mają ze sobą zrobić. Ten problem organizacyjny obciąża animatorów naszej służby zdrowia. Wracając do pytania – wszyscy onkolodzy mówią jednym głosem, że tak zaawansowanych nowotworów jak dzisiaj, nie widzieli dawno. A nowotwór rozwija się skokowo. Na początku niewiele się zmienia, ale po przekroczeniu pewnej linii demarkacyjnej jego wzrost jest dynamiczny i przerażający.
Źródło: medexpress.pl