Rozmowa z Bartoszem Polińskim Prezesem Zarządu Fundacji ALIVIA.
Dlaczego zaangażował się Pan w działalność na rzecz pacjentów?
Moje zaangażowanie w stworzenie i prowadzenie Fundacji Onkologicznej Alivia wynika z osobistych doświadczeń w walce z chorobą. To nie ja bylem chory – pacjentką była moja młodsza siostra Agata (obecnie wiceprezes fundacji), która w roku 2007 niespodziewanie, w wieku 28 lat, zachorowała na zaawansowanego raka piersi. Jej historia to nie tylko starcie z samą chorobą, ale również bolesne doświadczenie zetknięcia z polską „służbą” „zdrowia” (celowo oba wyrazy znajdują się w cudzysłowie). Kilka lat leczenia mojej siostry zarówno w ośrodkach w kraju oraz zagranicą spowodowało, że nabyliśmy wiele wiedzy oraz doświadczeń, które wydawały nam się cenne dla innych. Obserwacja tego w jaki sposób w naszym kraju traktuje się ciężko chore osoby była dla mnie silnym impulsem, aby stworzyć organizację pozarządową i tą wiedzą i doświadczeniem się dzielić. Tak powstała w 2010 r. Fundacja Alivia.
Co jest najtrudniejsze w pracy w tego typu organizacji?
Wydaje mi się, że najtrudniejsze jest pogodzenie świata idei z codzienną pragmatyką. Zarówno dla nas, ja i innych organizacji pozarządowych, wyzwaniem jest zapewnienie organizacji niezbędnych fundamentów w postaci odpowiedniego finansowania. W przeciwieństwie do firm, nie prowadzimy działalności gospodarczej – nie mamy produktów ani usług, które możemy sprzedawać, ale jednocześnie musimy tak jak każde przedsiębiorstwo zapewnić przychody, które pozwolą nam działać i pomagać tym, którzy tego potrzebują.
Co daje Pani/Panu siłę w codziennej pracy?
Dzisiaj dostałem email o takiej treści: „Nawet nie wiem, jak mam dziękować za tak wyczerpującą odpowiedź i pomoc. Dzięki Panu dowiedziałam się więcej niż przez te 3 lata od lekarzy, czy szukając na własną rękę.”. Właśnie takie słowa napędzają do pracy. Dla mnie najważniejsza jest świadomość, że to co robimy komuś faktycznie pomaga.
Jakie ma Pani/Pan marzenie związane z pracą w organizacji?
Marzy mi się, aby problemy ludzi chorych na raka (a może bardziej ogólnie po prostu chorych) obchodziły również tych, którzy chorzy nie są – do tej drugiej grupy zaliczają się liczni decydenci, politycy, urzędnicy, lekarze, ale również tzw. „Kowalski”. Marzy mi się, aby występujące problemy były rozwiązywane na drodze dialogu, wzajemnego szacunku oraz racjonalności – obecnie jako przedstawiciel III sektora dostrzegam autorytaryzm, ignorowanie strony społecznej i coraz częstsze bazowanie na nauce „alternatywnej”. Marzy mi się, aby onkologia w Polsce była zarządzana przez profesjonalistów skupionych na ważnych dla społeczeństwa wskaźnikach skuteczności podejmowanych działań na rzecz pacjentów.
Co dałoby Pani/Panu największą satysfakcję?
Najbardziej cieszyłbym się, gdybym mógł któregoś dnia zamknąć Fundację Alivia ze względu na ustanie celu funkcjonowania organizacji. Świat wolny od raka – to by było coś!