Mgr Monika Kotlarz-Koza jest psychologiem. Pełni funkcję prezesa fundacji „Tak, mam łuszczycę”.
Sieć dla zdrowia: Dlaczego zaangażowała się Pani w działalność w organizacji pacjentów?
Sama się rozchorowałam. Okazało się, że coś mnie dopadło. Normalny człowiek myśli sobie, że gdy go coś dopadnie, to pójdzie do lekarza i po prostu się wyleczy. Tak się niestety nie zadziało. Pomyślałam sobie, że zacznę szukać i szperać. Trafiłam wtedy na stowarzyszenie chorych na łuszczycę w Lublinie, a tam na doktora Borzęckiego. Tak się zaczęła moja przygoda z organizacjami pozarządowymi, akurat byłam po studiach, zaczęłam się dodatkowo interesować psychosomatyką, co się później rozwinęło.
Co jest najtrudniejsze w pracy w tego typu organizacji?
Dermatologia jest specyficzną działką do pracy, bo jeśli chodzi o samą opiekę zdrowotną, to jest ona zaniedbana. Coś tam działa, coś się udało zmienić, ale są to działania raczej wyrywkowe, a system nie zmienił się od wieku. Trudne, ale potrzebne jest zmienienie myślenia w tej kwestii. Samo leczenie łuszczycy bardzo się zmieniło, z leczenia maściami i dziegdziem przeszliśmy do leczenia genetycznego, biologicznego, ale dla takiego przeciętnego pacjenta wszystko pozostaje takie samo, bo wiedza o nowoczesnych terapiach jest niewielka oraz brakuje szeroko rozumianej informacji.
Co daje Pani siłę do codziennej pracy?
Bardzo intensywnie zaczęłam zgłębiać tajniki psychosomatyki i prowadzę terapię dla osób z przewlekłymi chorobami dermatologicznymi. Jestem zafascynowana, w jaki sposób nasz mózg i psychika mogą współpracować lub nie współpracować z ciałem. Fantastyczne są wyniki terapii medycznej, ale wspieranej przez psychoterapię. Z drugiej strony największego kopa daje wsparcie ze strony pacjentów, uczucie, że pomogliśmy. To jest genialne.
Jakie ma Pani marzenie związane z pracą w organizacji? Co dałoby Pani największą satysfakcję?
200 tysięcy na komunikację społeczną (śmiech). Obawiam się jednak, że nawet gdybyśmy mieli te środki, to nic by się nie zmieniło. W organizacjach pozarządowych nie jest tak, że środki przekładają się w prosty sposób na polepszenie sytuacji pacjentów. Jest wiele rzeczy do zrobienia i one niekoniecznie polegają na pieniądzach. Akurat dermatologia potrzebuje nie rewolucji, a przebudowy. Ważne jest dostosowanie się do obecnych trendów. Jeżeli człowiek ma dwadzieścia parę lat, ma rodzinę, ma pracę, to w jaki sposób on ma się położyć na oddział na tydzień czy dwa tygodnie. Ma wyłączyć się z życia? Tak się nie da, pomyślmy o tym. Środki wiele ułatwiają, ale bardzo trudno jest chorym na łuszczycę wyjść z domu. Lata zaniedbań sprawiły, że oni się wstydzą choroby. Trudno nam dotrzeć do samych chorych, dlatego wykorzystujemy internet, na razie nieudolnie, ale ciągle się uczymy.