Ciekawy adres i informacja na wyłączność!

Wprawdzie oficjalne kalendarze milczą na ten temat, ale Wikipedia podaje: „Autystyczny Dzień Dumy, ang. Autistic Pride Day – święto obchodzone corocznie 18 czerwca od 2005 roku przez dorosłe osoby z zespołem Aspergera, które chcą, aby autyzm przestał być uważany za chorobę, a stał się akceptowaną odmiennością. Inicjatorem obchodów była zorganizowana grupa wsparcia (ang.) Aspies For Freedom (AFF) działająca na rzecz ludzi z zespołem Aspergera.”

18 czerwca wypadł w tym roku w sobotę, ale część redakcji Sieci dla Zdrowia tego dnia nie odpoczywała. Nasza redakcyjna koleżanka umówiła się na wywiad z osobą, która mogła się z nami spotkać tylko w sobotę, bo w tygodniu ciężko pracuje, oczywiście na rzecz innych. Trudno o lepsze miejsce na spotkanie w Autystycznym Dniu Dumy, niż Klubokawiarnia „Życie jest fajne”. Otwartą niedawno w Warszawie kawiarnię prowadzi Fundacja Ergo Sum, a pracują tu dorośli autyści. Nasza redaktorka przyjeżdża wcześniej, pije kawę i obserwuje. Chcecie posłuchać?

***

 

 

Sobota, parę minut po 13. Wchodzę do pustej klubokawiarni „Życie jest fajne”. Kawiarnia pusta w sobotnie południe? Cóż, znajdujemy się na warszawskiej Ochocie, spokojnej dzielnicy, która graniczy z centrum, ale nie ma tam śródmiejskiego zgiełku i tłumów na ulicach. Grójecka to jedna z głównych ulic tej dzielnicy, niedaleko znajduje się ochocki ratusz, a naprzeciwko Och!Teatr. Ale kawiarnia tylko pozornie jest pusta. Za barem Basia, a na zapleczu krząta się Piotr, pracownik-autysta i Maja, ujgurska kucharka.

Czytam menu, zapowiadam, że za chwilkę wybiorę coś pysznego, a na razie wybieram miejsce przy dużym stole na końcu lokalu. Jak każdy człowiek pracujący czasem w kawiarni, sprawdzam, że w pobliżu jest gniazdko elektryczne i siadam z laptopem. Sprawdzam notatki, piszę krótki wstęp o swoim rozmówcy… i zapominam o zamówieniu. Do stolika podchodzi Basia i stawia karafkę z wodą i szklankę. „Trochę wody dla ochłody” – uśmiecha się do mnie. Woda! Tak! Ale trzeba też coś zjeść, przypominam sobie o zamówieniu i chwilę marudzę przy barze. Potem znów siadam przy stoliku i obserwuję gości.

 

 

13.10. Chwilę po mnie do kawiarni wchodzi młody ojciec z wózkiem. W wózku śpi niemowlę, tata zamawia espresso, które natychmiast podaje Basia. Mężczyzna pije szybko kawę i wychodzi. Pewnie pasażer wózka nie lubi długich postojów. 13.15. Zaraz po wyjściu taty z wózkiem wchodzi pani z pieskiem. W „Życie jest fajne” zwierzęta są mile widziane. Piotr podaje miseczkę z wodą dla czworonoga, zamówiony napój dla pani, która przerwę w spacerze z ulubieńcem wykorzystuje na czytanie czasopism.

13.20. Wchodzi mama z córką. 10-letnia dziewczynka marudzi stanowczo dłużej niż ja wybierając coś z menu. Po paru minutach dołącza do nich tata. Rodzina przyszła na obiad. Taki sympatyczny obrazek, robi mi się tak miło, że nie denerwuję się nawet wtedy, kiedy dzwoni mój niedoszły (ale też przyszły!) rozmówca i ogromnie przeprasza, ale z przyczyn niezależnych nie może przyjechać i jeszcze raz przeprasza, ale na pewno spotkamy się i porozmawiamy w innym terminie. A w ogóle to przeprasza. Cóż, życie! Teraz siedzę w „Życie jest fajne” wyłącznie dla przyjemności.

13.40. Do kawiarni wchodzi rodzina. Mama, tata, trójka dzieci… Zaraz, zaraz, znam skądś tę panią… No tak, to przecież burmistrz Ochoty z rodziną. Składają zamówienie, zajmują duży stół na środku, najmłodsza latorośl maszeruje do kącika dziecięcego po kolorowanki.

Rozglądam się dookoła. Wszystkie stoły i stoliki są zajęte. Panuje atmosfera leniwego, rodzinnego sobotniego popołudnia. Dorośli rozmawiają, czytają, dzieci zajmują się swoimi bardzo poważnymi sprawami lub rozmawiają z rodzicami. Jest niezbyt głośny gwar. Pani z pieskiem wychodzi, Basia i Piotr żegnają ją i jej pupila. Jest miło i zupełnie nie chce mi się stąd wychodzić.

Sielską atmosferę burzy awaria prądu. Basia tłumaczy, że to się czasem dzieje, że lokal jeszcze nie ma podłączonej trzeciej fazy. Niestety nawet w takich zacnych i społecznie pożytecznych miejscach, jak „Życie jest fajne”, biurokracja jest bezlitosna. Przyłączenie trzeciej fazy miało trwać trzy miesiące i tyle trwało. Na papierze. Teraz trzeba jeszcze czekać na elektryka, który faktycznie podłączy prąd. Wtedy Maja będzie mogła się rozszaleć z gotowaniem i przyrządzać fantastyczne dania ujgurskiej kuchni. Na razie mamy tylko przedsmak tych kulinarnych rozkoszy. Mam pretekst, żeby tu wrócić.

14.20. Wchodzi starsza pani i zamawia na zupę. Na szczęście prąd już działa i Piotr może uważnie przynieść parującą miseczkę.

14.30. Ostatni wolny stolik zajmuje młody człowiek z plecakiem. Zamawia herbatę, siada i wyjmuje laptopa. O! To druga pracowita osoba, cieszę się w duchu, bo już zaczynałam wyglądać jak kosmitka z ta moją pracą.

Pani burmistrz prosi Maję o przepis na jakieś danie. Kucharka siada z boku i dyktuje skład i instrukcję przygotowania potrawy.

***

Zmieniają się ludzie przy stolikach, ruch w kawiarni jest całkiem spory, ale nadal jest przyjemnie, nie ma śródmiejskiego zgiełku. Obsługa znacznie sympatyczniejsza niż w większości lokali, w których ostatnio byłam. Obowiązki rodzinne wzywają, ale zbieram się niechętnie.

Dlaczego „Życie jest fajne” jest takie fajne?

Sobotni spokój to jedno. Druga sprawa to charakter tego miejsca. Tu nikt nie jest dziwny, nieprzystosowany, albo niewystarczająco modny. Tu możesz być sobą i nieważne, czy przyszedłeś jeść, pracować, pogadać, albo po prostu pomilczeć, jesteś mile widziany. Kawiarnia zaprasza w swoje gościnne progi każdego, bez względu na to ile ma nóg, mówi czy szczeka, chodzi czy jeździ w/na wózku. Każdy jest fajny.

Oferta spotkań, warsztatów i przeróżnych aktywności zwiększa się z każdym dniem, dlatego jeśli chcesz się nauczyć języka migowego, wziąć udział w debacie, czy obejrzeć mecz – „Życie jest fajne” zaprasza!

Macie pomysł na spotkanie, prelekcję, warsztaty i szukacie przyjaznego miejsca w Warszawie, gdzie moglibyście je zorganizować? Właśnie znaleźliście. Klubokawiarnia to zdecydowanie takie miejsce, a prowadząca ją Fundacja Ergo Sum chętnie współpracuje z innymi organizacjami pozarządowymi.

***

Wychodząc dowiaduję się, że syn pani burmistrz wymyślił nazwę dla nowego deseru: bloku czekoladowego z paluszkami. Przysmak ten będzie się nazywał „Czekoluszki”. A my mamy tę wiadomość na wyłączność, portal „Sieć dla zdrowia” podaje ją jako pierwszy! :) *** Klubokawiarnia „Życie jest fajne”, ul. Grójecka 68 Kontakt: tel. 22 401 74 40